Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Śro 16:47, 11 Kwi 2018   Temat postu: cland

-Nie wiedzialem - powiedzial bratu. - Nie wiedzialem, jak to wyglada. Myslalem, ze prawo... jestem prawnikiem, zakladalem, ze znam moc prawa. Nic o niej nie wiedzialem! Bog mi swiadkiem, sadzilem, ze czerpie swa potege ze sprawiedliwosci!

W pazdzierniku nadszedl list z Rakavy: odmowa zezwolenia na odwiedzenie uwiezionego lub napisanie do niego listu.

-Osiem miesiecy, zeby mi to przyslac - powiedzial Guide zgniatajac papier trzesaca sie dlonia.

Na poczatku 1829 roku idac za rada Oragona ponowil prosbe, piszac tym razem do gubernatora prowincji Polana. Nie otrzymal zadnej odpowiedzi. W marcu Emanuel, ktory korespondowal z Brelavayem i innymi, otrzymal przez poslanca notatke od Givana Karantaya: "Ostatnio na wschodzie i polnocy krewni podejrzanych i wiezniow sa inwigilowani, a w niektorych przypadkach przesluchiwani przez policje. Najlepiej byloby, gdyby ze wzgledu na te sytuacje przestal pan do nas pisywac. Sprobujemy przekazywac panu wszelkie informacje, jakie do nas dotra, lecz nie za posrednictwem poczty, bowiem korespondencja znajduje sie obecnie pod scisla kontrola..."

Pierwsze miesiace roku okazaly sie lagodne, lecz w kwietniu pojawil sie - na jedna noc i dzien - spozniony, ostry mroz, kiedy sady brzoskwiniowe staly w pelnym rozkwicie. Plony przepadly, co bylo obezwladniajacym ciosem dla tych dzierzawcow, ktorzy zyli z sadow. Wlasne dochody Guide'a pochodzily glownie ze zboza oraz winnic i on mogl pozwolic sobie na pomoc swoim dzierzawcom przez ciezki rok, lecz zmarnowanie sie calych akrow pieknych, powykrecanych drzewek go zirytowalo. W maju i czerwcu czesto chodzil po trawie miedzy drzewami nie majacymi owocow. Do domu wracal ciezkim krokiem, ze zmarszczonym czolem, wyprostowany. W lipcu nadeszla z Rakavy odmowa spelnienia jego drugiej prosby. Tej nocy polozyl sie do lozka pozno, korzystajac jedynie ze swiatla gwiazd padajacego od okien, i lezal nieruchomo poznajac po milczeniu Eleonory, ze jeszcze nie spi. Odezwal sie w ciemnosci nieglosno, lecz szorstko:

-Nie mozesz tak lezec i myslec o nim.

Nie odpowiedziala.

-To na nic, Eleonoro - powiedzial lagodniejszym tonem.

-Wiem.

Lezeli obok siebie w ciszy, slyszac cykanie swierszczy grajacych w cieplych bruzdach i na poboczach drog.

Nawet ona, podpora jego zycia i jedyna jego nieustanna radosc, nie potrafila go pocieszyc.

Tej nocy Laura tez nie spala. Miala pokoj wychodzacy na ten sam korytarz, przy oknie, za ktorym bylo widac pola pelne grajacych swierszczy. W czerwcu skonczyla dwadziescia trzy lata. Byla w wieku, ktory dawno temu okreslila jako wiek graniczny. Wydawal sie odlegly, nawet kiedy miala dwadziescia lat. Kiedy skonczy dwadziescia trzy lata, bedzie pewna siebie, bedzie prowadzila ustabilizowane zycie, bedzie miala za soba tesknoty, rozterki i porazki: zacznie zdobywac kobieca madrosc.

Tymczasem byla niepewna, niemadra, miala fatalne samopoczucie i, co najgorsze, samotna.

Trzy tygodnie temu przyszla po poludniu Piera. Miala ze soba ksiazke i chciala glosno poczytac w starym miejscu ponizej drogi obok hangaru na lodzie. Poszly tam, lecz nawet nie otworzyly ksiazki. Piera, bardzo ozywiona i sliczna w nowej sukience z kwiecistej bawelny, chciala przyjaciolce cos powiedziec.

-No wiec? - powiedziala wreszcie leniwie Laura. - Widze, ze nie zadalam jeszcze wlasciwego pytania. Prosze cie, powiedz mi, o co mam pytac.

-Och, o nic. No, dobrze. Zapytaj mnie, kto mi sie oswiadczyl! - Piera zarumienila sie i zdmuchnela puszysty mlecz.

-Ojej! Och, ty zdobywczyni trofeow! Ile razy Sandre bedzie jeszcze probowal?

Alexander Sorentay zostal porzucony w dramatycznych okolicznosciach przez corke adwokata Kseneya, Mariye, ktora na dwa tygodnie przed slubem uciekla z wedrownym sprzedawca guzikow z Vermare i nigdy wiecej nie pojawila sie w Portacheyce. To wydarzenie przycmilo bulwersujacy temat zerwanych zareczyn Piery. Alexander powstrzymywal swoje pragnienie zawarcia zwiazku malzenskiego tak dlugo, jak wymagala tego przyzwoitosc, lecz ani dnia dluzej, kiedy to raz jeszcze uderzyl w konkury do swej pierwszej milosci. Tym razem jego zaloty byly jawne, po prostu widowiskowe. Zwalczyl juz swoj wstyd i nie musial sie obawiac zniszczenia jej reputacji, poniewaz wszyscy wiedzieli, ze nie odnosi on zadnych sukcesow. - On sie zaleca, a ona go zniecheca - powiedziala Marta Astolfeya i stalo sie to ogolnym podsumowaniem sprawy. - Nadal sie zaleca? - pytal Emanuel, kiedy Valtorskarowie przychodzili po kolacji posiedziec na tarasie panstwa Sorde wychodzacym na jezioro. Piera odpowiadala: - O, tak, wujku, aja nadal go zniechecam! - Z poczatku zaloty Alexandra ja martwily, bo nigdy nie przezwyciezyla w sobie poczucia winy z powodu tego listu, jaki napisala do niego z Aisnar, lecz jego wytrwalosc wyczerpala najpierw jej litosc, a potem cierpliwosc. Byla grzeczna i umiejetnie unikala obrazenia jego rodziny, przychylnej temu zwiazkowi, lecz nie miala zamiaru przyjac resztek po corce prawnika.

-Rzeczywiscie, Alexander - powiedziala. - Nie, nie. To byla niespodzianka. Grom z jasnego nieba. Zgadnij! Nigdy nie zgadniesz.

-Nie ma nikogo - odparla Laura, robiac w myslach przeglad odpowiednich mlodziencow. - Naprawde nie ma tu zadnych mezczyzn, jesli przyjrzec sie im pod tym katem.

-Nasz rzadca. Gavrey.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group